Wiersze 2019

Polskie pionki

Syberyjski mróz, praca bez wytchnienia.

Smutny szept, to wiatr przywołuje smętne wspomnienia.

Polscy emigranci – ofiary strasznej wojny

Czekają udręczeni na jej  koniec spokojny.

Dniem i nocą modlitwą pochłonięci

Spędzony mają sen z powiek w tej całej zamieci.

Od świtu do nocy harują sił pozbawieni

Prosząc by los choć trochę dodał im nadziei.

Po całym świecie rozproszeni

Szukają spokojnej przystani w bólu pogrążeni.

Rozbite rodziny są jak wraki na morzu,

Przez sowiecką tyranię rozproszeni na bezdrożu.

Polskie dzieci – biedne istoty

Już nawet na zabawę nie mają ochoty.

W młodym ciele dojrzały już duch,

Każdy malec wie że musi z niego być zuch.

Smutny koniec ich czeka,

chyba, że… przyjdzie pomoc z daleka.

Po świecie rozrzuceni są jak pionki po planszy,

Od dobrych ludzi zależy ich historii ciąg dalszy…

Wiktoria Bac

Dziecięcy Koszmar


Długa, zimna, koszmarna noc
Nie kończąca się wojna pozostawiająca
Ból w sercach niewinnych dzieci
Odebranych z piersi matki
Wyrwanych z rąk ojca
Wróg nie oszczędzając pocisków z karabinu
Nie patrząc na łzy bezbronnego dziecka
Strzelał, znęcał się bez opamiętania
Wszędzie słychać było huk, płacz i krzyk
Nastała cisza tak martwa, przerażająca cisza
Gdzie się podziały promienne twarzyczki?
Gdzie małe, uśmiechnięte dzieciątka
Biegające po podwórzu za piłką?
Kraj podupadał, szarość i zgroza sama zabijała
Dzieci wyjeżdżające z kraju rozdzielone tak nagle
Tęsknią za narodem, wolnością, ojcem i matką
Osowiałe stojąc w wagonach żegnają się zapłakane
Pociąg rusza, jadą w nieznane
Nowa Zelandia od dzisiaj ich domem
Tam będzie im lepiej
Rozrzucone po różnych zakątkach świata
Wciąż myślą o sobie
Płaczą nocą, płaczą dniem zadając sobie ból
Kiedy znów się zobaczą?
Czas jakby zatrzymał się w miejscu
Została tylko ziemia płacząca za nami


Wiktoria Dyduch

„to-nie-my”

za burtą strzępy przeszłości

nadzieje wiodą istnienia 

załoga w aspekcie prawdy

młodym kamratom to

bez znaczenia

już widoczny drugi brzeg 

nowe horyzonty też 

na kanwie oceanu

toniemy

możliwości lądu

nie dają spokojnie zasnąć

knoty rozstają się z woskiem

poparte niemocą tlenu 

chcą gasnąć

już widoczny nocny cień 

nowo-rozpoczęty dzień

na kanwie codzienności

to nie my

gdzieś w głowie rodzą się myśli

z narastającym strachem i wizją

że nasze oczy nigdy nie ujrzą

tego

cośmy zwykli nazywać ojczyzną

Kamil Kupczyk